Logo KMA - Klub Młodych Autorów

Menu główne : [przeskocz]

SEN

ilustracja

Miałam swoją Anie z Zielonego Wzgórza. Nie, nie z Zielonego Wzgórza - z Bukowa. Była co prawda trochę inna od tamtej Ani: miała długie warkocze, nie czarne, ani kasztanowe, a właśnie brązowe. Miała ciekawe, duże oczy...

Pamiętam siedziała kilka rzędów dalej w małym wiejskim kinie. Przyglądałam się jej dosyć długo. Zafascynowała mnie jej twarz. Po kilkunastu minutach rozmawiałyśmy żywo (mimo protestów sąsiadów w kinie) i razem opłakiwałyśmy śmierć wuja Toma.

(— Wzruszające...)

Wakacje skończyły się. Były listy, wspomnienia, tęsknota, plany na następne wakacje. Było to wtedy zwyczajne. Potem nadeszły miesiące rozkosznego leniuchowania. Spotykałyśmy się często. Nasze domy oddalone były od siebie o trzy kilometry. Wracając wieczorem przez pola marzyłyśmy... O czym na przykład?
O psie przyjacielu.

(Idiotyczny śmiech. — Głupie.)

Nasz wyimaginowany świat był pełen ciepła i kominka, przyjaźni i miłości, Maryli i Mateusza, zapachu konfitur z porzeczek.

(— Hanka, to jest cholernie banalne, prawie śmieszne.)

Leżałyśmy w lesie, w zielonej tratwie, opowiadałyśmy niestworzone historie o kwiatach, drzewach, pająku, który wszedł mi na nogę. Dzieliłyśmy jagodę na pól.

(— Kwiaty i drzewa — ucieczka od szarej rzeczywistości.)

— Michał, przestań! Mam dosyć określeń w rodzaju „marna egzystencja" „szara rzeczywistość*, powiedzeń „życie to otchłań, absurdy i tym podobnych, bzdury. Nie tobie zastanawiać się nad istotą życia.

Marta mieszkała spróchniałym domu przy kiosku „Ruchu*. Dom obrośnięty był dzikim winem. Dach był nieszczelny i w czasie deszczu na podłodze stały zawsze naczynia. Marta miała dodatkowe okno na świat — szpary w dachu. Lubiłyśmy ten dom, taki jakim był Dom — kaleka.

(Ha! Ha! Romantyczne...)

A, i owszem.
Kochałyśmy kwiaty. Kiedyś późnym wieczorem przyszła do mnie z bratem. Przyniosła mi dwa białe mieczyki. Kilka płatków zasuszyłam sobie.

(— Pokażesz?)

Jak dwie pensjonarki, naiwne podlotki marzyłyśmy o wielkiej romantycznej miłości.

( — Hanka, to druga połowa XX wieku, zbudź się!)

O samych chłopcach mówiłyśmy bardzo mało. Uważałyśmy ten temat za nieinteresujący. Lubiłam szaleńcze gonitwy po wydmach w lesie, przejażdżki w trójkę na jednym rowerze. I z pewnym rozrzewnieniem wspominam chwilę, gdy zmęczone padłyśmy na trawę w pobliżu niedużego mrowiska. Pewnego dnia spaliłam przez nią żelazkiem koc babci. Spieszyłyśmy się wtedy. Babcina strzecha była w poważnym niebezpieczeństwie. I te wakacje skończyły się.
Dostałam od Marty pęczek wrzosu i... zatrzasnęły się drzwi pociągu. Księga moich wspomnień zamknęła się. Powinnam ją spalić.

Dlaczego? Ferie zimowe. Nie mam już swojej Ani. Czar prysnął. Pozostała tylko zwykła dziewczyna z lampką wina domowego, całująca pewnego chłopca w dzień Nowego Roku.

— Marta teraz szaleje, rządzi w całej wsi — powiedział mi jej brat. "Jakież to wulgarne. Bzdury." — myślałam wtedy.

Potem listy przychodziły coraz rzadziej. Były już nieciekawe. Szukałam w nich tej dawnej Marty — Ani, dziewczyny o brązowych oczach. Nie znalazłam. W czasie Świąt Wielkanocnych nie spotkałam jej. Rozczarowanie. I to najgłupsze z wszystkich pytań — Dlaczego? Bolało. Nawet teraz kłuje. Mam masę przyjaciółek. W czasie rozmów dopatruję się w nich czegoś z niej, z tamtej Ani. A mam jej tyle do powiedzenia: że Maryla i Mateusz bardzo tęsknią, że nasz pies jest trochę niezdrów, że na wiosnę posadzimy w ogródku kolorowe mieczyki, że znalazłam kogoś, kto choć odbiega od naszego ideału, jest jednak wspaniałym chłopcem...

BACHA

Oryginalna strona z "Na przełaj"

Spis treści