Logo KMA - Klub Młodych Autorów

Menu główne : [przeskocz]

To jest drugi odcinek. Pierwszy, ku mojej ogromnej radości został wydrukowany w numerze 37 „Na przełaj”. Duża buźka dla redakcji pisma, które pomogło mi (myślę, że nie tylko mnie) w niejednej sytuacji życiowej. Będę pisał dalej…

Stracone dni

ilustracja

Pukałem do drzwi, za którymi byli moi najbliżsi. Za którymi chciałem znaleźć się jak najszybciej, by wszystko mieć już za sobą. Serce waliło mi jak w chwili, gdy ważyły się moje losy w sądzie. To już należało do wspomnień, które były dalekie i tak bardzo znienawidzone. Przerwałem swoje rozważania, bo oto otworzyły się drzwi, w których stanęła matka. Stała nieruchomo w drzwiach. Zobaczyłem w jej oczach jakby zdziwienie graniczące z roztargnieniem. Ja, o którym mówili: „twardy facet”, byłem w tej chwili tak wzruszony, że chciałem rzucić się matce na szyję, przytulić głowę do jej piersi, zapomnieć o całym świecie.
Oczekiwałem, że powie coś ciepłego, coś, co mnie zachęci do tego gestu. Nie. Po prostu powiedziała tak jak zwykle: – Ach, to ty!
To mnie zbiło z tropu, więc odpowiedziałem takim samym tonem:
– Tak, to ja – i nie patrząc na matkę wszedłem do środka. Było mi już wszystko jedno, to było to, czego się najbardziej obawiałem.
W pokoju panował półmrok, z którego kolejno wyłaniały się znajome mi przedmioty. Wzrok mój zatrzymywał się na stojącej w kącie sześcioletniej siostrze, trzymającej się kurczowo o rok starszego brata. Oboje byli raczej wystraszeni niż zadowoleni z mojego przyjazdu, więc by im dodać otuchy leciutko się uśmiechnąłem.
- Co już cię wypuścili? – usłyszałem znajomy głos w którym wyczułem nutkę zniechęcenia. To oczywiście odezwał się mój przybrany ojciec. Nie odpowiedziałem nic, zresztą co miałem mu powiedzieć? On bynajmniej nie wydawał się tym przejęty, gdyż wrócił z powrotem do jedzenia. Przyglądałem się mu w milczeniu. Też się niewiele zmienił. To samo ubranie, jakie noszą ludzie pracujący na kolei. Zaraz też przypomniały mi się czasy, gdy jeszcze w krótkich majteczkach chodziłem z nim na stację. Miałem w uszach ten szum wtaczającego się pociągu, krzyki, słowa pożegnań, które nikły wraz z jego odjazdem. Było znowu cicho. Mała wymarła stacyjka, której ciszę wypełniały bez przerwy dźwięczące telefony.
– Ty chyba jesteś głodny – przerwał moje rozmyślania ojciec – i nie czekając na odpowiedź powiedział do matki:
– Daj mu coś zjeść.
Postawiła przede mną miskę kartofli z kwaśnym mlekiem a sama usiadła naprzeciw, z ciekawością mi się przypatrując. Ojciec też śledził każdy mój ruch. Nie bardzo im się powodzi – pomyślałem, takie jedzenie było zawsze wtedy, gdy przycisnęła bieda.
– Dlaczego tak krótko siedziałeś, miałeś być dłużej? – pytał ojciec.
– A może ty uciekłeś i musisz jeszcze wrócić? – spytała z nieukrywaną nadzieją w głosie matka.
Tego miałem już dość. Porwałem z krzesła marynarkę i ruszyłem ku drzwiom.
Siedzieli tak jak przedtem. Nikt nie próbował mnie zatrzymywać, dla nich byłem tylko przestępcą.
Ze łzami w oczach wybiegłem przed dom. Ściemniało się już. Nie wiedziałem, dokąd mam iść.
Szedłem wymarłą ulicą. Deszcz spływał mi po włosach, wydając miarowy szum, który mieszał się wraz ze stukotem mych przemokniętych butów, który odbijając się dalekim echem ginął w ciemnościach.

Toni z Kowar
(członek KMA)

Oryginalna strona z "Na przełaj"

Spis treści